W ubiegłym tygodniu jeden z mieszkańców Karsiboru powiadomił Powiatową Inspekcję Weterynaryjną o bardzo złym stanie koników polskich należących do Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Zwierzęta przebywały na terenie społecznego rezerwatu Karsiborska Kępa, które należy do OTOP. Działacze Towarzystwa ściągnęli je tam w 2010 roku. Stado pasąc się na terenie rezerwatu pomagało chronić otwarte tereny przed zarastaniem przez trzcinę i inne rośliny.
Po sygnale od mieszkańca Karsiboru w rezerwacie pojawili się Powiatowy Lekarz Weterynarii, straż miejska i policja. Niestety, potwierdzili fatalną sytuację zwierząt. Jeden z koni był w tak złym stanie, że aby skrócić mu cierpienie, zdecydowano się na jego uśpienie. Następnego dnia z powodu kolki padł kolejny. Aby ratować resztę Prezydent Świnoujścia Janusz Żmurkiewicz podjął decyzję o ich przejęciu przez miasto. Szybko też znalazły się osoby, które wzięły konie do siebie. To dwaj hodowcy z Karsiboru - Krzysztof Kopyciński i Michał Teresiński.
- Stado powoli dochodzi do siebie- mówią.
Czuje się zaszczuty
Niestety. Okazało się, że cała sprawa ma jeszcze jedną ofiarę -byłego kierownika rezerwatu, pracownika naukowego Uniwersytetu Szczecińskiego dr Tomasza Olechwira. Równie szybko, jak nadeszła pomoc dla koni, zaczął otrzymywać telefony z wyzwiskami i pogróżkami. Wszystkie pochodziły z zastrzeżonych numerów. Podobne wpisy pojawiły się także w internecie.
- Nie mogę normalnie funkcjonować. Jestem wyzywany od morderców, oprawców, katów, padają najgorsze przekleństwa pod moim adresem - mówi dr Tomasz Olechwir. -To nie ja jestem winien temu, że konie są w takim stanie. Dopóki się nimi opiekowałem wszystko było w porządku. Winni są ich właściciele, czyli Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków. To oni nie zadbali o opiekę nad tymi zwierzętami.
W listopadzie złożył wypowiedzenie
Tomasz Olechwir został kierownikiem rezerwatu w maju 2016 roku. Z końcem listopada 2017 roku złożył wypowiedzenie.
- Trudno jednej osobie cały czas zajmować się 27 końmi. Od momentu podjęcia przeze mniej tej pracy OTOP obiecywał mi zatrudnienie drugiej osoby do pomocy - opowiada o przyczynach rezygnacji. - Niestety skończyło się tylko na obietnicach. Robiłem co mogłem, dbałem o te konie, ale praktycznie byłem zdany sam na siebie. Czasami pomagali mi mieszkańcy oraz wolontariusze z Fundacji Motywacja i Działanie, za co jestem im bardzo wdzięczny. Nie mogłem jednak od nich wymagać, aby za darmo pracowali każdego dnia. Pomagali kiedy mogli. To zrozumiałe.
Bywało, że aby konie nie głodowały, Tomasz Olechwir wykładał własne pieniądze na kupno owsa, marchewek czy innej karmy. W razie konieczności dowoził też wodę ze swojego domu. Potwierdza, że pieniądze odzyskiwał, ale dopiero po kilku miesiącach.
- Nie patrzyłem na to, bo liczyło się dobro zwierząt - mówi i dodaje: Ale wszystko ma swój kres, moja wytrzymałość również.
To, że Tomasz Olechwir dbał o konie potwierdzają m.in. ich obecni opiekunowie Krzysztof Kopyciński i Michał Teresiński.
- Byliśmy nie raz w rezerwacie i widzieliśmy, że stado jest zadbane- opowiadają. Konie miały co jeść i pić. Nie były poranione, ani wychudzone, jak teraz.
Na polecenie dyrektor sekretariatu OTOP
Mimo złożenia wypowiedzenia z funkcji, dr Tomasz Olechwir nadal doglądał stada koników polskich w rezerwacie.
- Mijały kolejne tygodnie, a OTOP nie zatrudnił nowego kierownika opowiada Tomasz Olechwir. To co? Miałem zostawić te konie na pastwę losu? Musiałbym nie mieć serca. A co one zawiniły, że działacze OTOP przestali się nimi przejmować?
W końcu na początku lutego 2018 r. jak podkreśla, na polecenie dyrektor sekretariatu OTOP przekazał stado pod opiekę jednego z rolników wykonujących zabiegi agrotechniczne dla OTOP.
- Zostawiłem konie w dobrej formie. Jeszcze 20 lutego w rezerwacie była kontrola z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Nie było żadnych zastrzeżeń - podkreśla dr Tomasz Olechwir. Na tym skończyła się moja odpowiedzialność za stado.
Mimo, że od kilku miesięcy nie był już kierownikiem rezerwatu, na stronie internetowej OTOP jeszcze kilka dni temu, w rubryce z tym stanowiskiem wciąż widniało jego imię i nazwisko. Zostały usunięte dopiero na jego zdecydowane żądanie.
- Ludzie w Karsiborze mnie znają i dobrze wiedzą, że dbałem o te konie - mówi. - Nie wiem, skąd ta nagonka na mnie? Może właśnie stąd, że w chwili, gdy wybuchła cała afera, na oficjalniej stronie OTOP to moje nazwisko było wpisane jako kierownika rezerwatu? Ktoś przeczytał i uznał, że to ja jestem temu winny.
O groźbach i obelgach wobec byłego kierownika rezerwatu prezydent miasta Janusz Żmurkiewicz dowiedział się dziś podczas spotkania z obecnymi opiekunami koników polskich, w którym udział wziął również dr Tomasz Olechwir. - Byliśmy w szoku, gdy usłyszeliśmy o tej skandalicznej sytuacji - mówią Michał Teresiński i Krzysztof Kopyciński. - Razem z naszym radnym Zdzisławem Merchelskim uznaliśmy, że prezydent powinien również o tym wiedzieć.
- Hejterzy to zazwyczaj ludzie, którzy w ten sposób wylewają własne frustracje (osobiste, zawodowe, a także polityczne) na innych, czerpią z tego satysfakcję - mówi prezydent Janusz Żmurkiewicz. Anonimowe, obraźliwe wpisy w internecie, telefony z groźbami z zastrzeżonego numeru… Normalni ludzie przecież tak się nie zachowują. Jak się okazuje, nawet gdy chodzi o los zwierząt, znajdzie się ktoś, komu wcale nie chodzi o te zwierzęta, tylko o własną satysfakcję ze zrobienia komuś krzywdy.
Napisz komentarz
Komentarze