Częścią polskich autostrad zawiaduje państwowa Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Częścią – prywatne firmy, które wybudowały trasy. Pobieranie przez nie opłat za przejazd można uznać za formę zapłaty za zrealizowanie inwestycji.
Przypomnijmy, za przejazd jakimi trasami w Polsce trzeba płacić:
-
autostrada A1 – odcinek Rusocin-Nowa Wieś,
-
autostrada A2 – odcinek Konin-Świecko (z wyłączeniem odcinka pomiędzy węzłami Poznań Zachód i Poznań Wschód),
-
autostrada A4 – odcinek Kraków-Katowice.
Odcinki zarządzane przez GDDKiA:
-
autostrada A4 Wrocław – odcinek węzeł Bielany Wrocławskie-Sośnica (węzeł Sośnica),
-
autostrada A2 – odcinek Konin-Stryków.
Minister: Polski nie stać na darmowe drogi
W tym roku Firma Stalexport Autostrada Małopolska podniosła ceny za pokonanie A4 Kraków-Katowice. Stało się tak mimo sprzeciwu GDDKiA i Ministerstwa Infrastruktury. Przy tej okazji minister infrastruktury Andrzej Adamczyk przypomniał, że w 2027 roku wygaśnie umowa z SAM i – jak zapowiedział polityk – państwo jej nie przedłuży. Nie ogłosi także konkursu na nowego zarządcę.
– Moim marzeniem jest, żeby odcinek A4 między Katowicami a Krakowem był bezpłatny. Zwolniłoby to nas z obowiązku zbudowania nowej drogi między aglomeracją śląską a krakowską – powiedział Adamczyk.
I na tym kończą się dobre wiadomości. Bo sytuacja na tyle się zmieniła, że niedawno Adamczyk przyznał, że Polski nie stać na darmowe drogi. Zapewnił jednak, że kolejne odcinki autostrad nie zostaną objęte opłatami w 2022 r. i 2023 r., ale później. Jeżeli ktoś uważa, że to to dobre wieści, to się myli.
Płatne także eksprsówki. I to niemało
Serwis money.pl podał, że deklaracja ministra dotyczyła samochodów do 3,5 tony, czyli głównie aut osobowych. Ciężarówki będą musiały płacić za przejazd. I to nie tylko autostradami, ale także drogami ekspresowymi oddanymi do użytku od 2017 r.
W 2023 roku ma to być od 0,24 zł za 1 km w przypadku najnowszych, ekologicznych samochodów osobowych do 0,64 zł za 1 km w przypadku samochodów o dopuszczalnej masie co najmniej 12 ton.
– Wspomniany kilkugroszowy wzrost przekłada się na wzrost kosztów o kilkaset złotych za jeden pojazd – komentuje dla money.pl Juliusz Skurewicz, sekretarz rady Polskiej Izby Spedycji i Logistyki. I podlicza, że to dziesiątki tysięcy złotych miesięcznie, jeżeli chodzi o koszty funkcjonowania firmy.
Przypomnijmy, że płatne drogi to wymóg Krajowego Planu Odbudowy, który wynegocjował rząd z Komisją Europejską. Kiedy wyszło to na jaw, politycy PiS przekonywali, że nie ma się co obawiać i opłat na ekspresówkach nie będzie.
Teraz wiceszef resortu infrastruktury Rafał Weber przyznaje jednak, że: – Rozszerzenie sieci dróg płatnych zostało zgłoszone do Komisji Europejskiej jako jedno z działań, które Polska zamierza podjąć w ramach Krajowego Planu Odbudowy i ma na celu wyrównanie warunków konkurencji międzygałęziowej pomiędzy transportem drogowym i kolejowym.
Napisz komentarz
Komentarze